wtorek, 25 czerwca 2013

Toronto

          Drugi tydzień w Toronto upłynął Nam jeszcze szybciej niż pierwszy. Poniekąd z powodu pracy, która wydawała się rozkręcać coraz bardziej oraz z powodu przyzwyczajenia się do zupełnie innej niż azjatyckiej, czy nawet europejskiej rzeczywistości.

          Ponieważ praca jest tutaj dla Nas najważniejsza, od niej zaczniemy. Weronika prawie co drugi dzień sprzątała kanadyjskie domki dla firm sprzątających od zaprzyjaźnionych z Nami Polaków. Tomek natomiast po przepracowaniu dwóch i pół dnia w jednym rowerowym został polecony do kolejnego, gdzie popracował znowu tylko dwa dni i rowery się skończyły... Generalnie mówiąc, rowery jeżdżące tutaj po ulicach to w 90% najtańsze i najgorsze graty! Zdecydowanie w Polsce ludzie przemieszczają się na lepszych maszynach, a przecież kiedyś mówiło się, że to nad Wisłą kradnie się rowery. Wczoraj kupiliśmy Weronice używany, prosty i trochę pordzewiały rower (z ogłoszenia w internecie) za 40$ z nowym, profesjonalnym zapięciem od faceta, któremu wcześniej ukradziono już 5 (pięć!) bicykli - dlatego w końcu kupił najtańszy, nie zwracający zbytnio na siebie uwagi sprzęt. Zresztą Naszym polskim sąsiadom, jakiś czas temu, również ukradziono dwa rowery... Ludzie kupują więc te tanie  i raczej nikt nie interesuje się ich dobrym stanem technicznym ani funkcjonalnością. To wszystko sprowadza się do tego, że nie ma tu za dużo pracy w serwisie.

          Sprzątanie wygląda tutaj dość ciekawie, głównie ze względu na to, jakie domy się sprząta. Najczęściej są duże, przestrzenne, piękne i starannie urządzone. Widać w nich rękę dekoratora i styl kreowany przez modne katalogi z projektami wnętrz. Drewniane podłogi, jasne ściany, duże okna, białe framugi, proste, stare meble - wyczyszczone, albo zrobione na nowo, ciekawe dodatki - stylizowane na antyczne, lub zupełnie nowoczesne. To wszystko łączy się ze sobą w idealnej harmonii i sprawia, że w każdym takim wnętrzu, chciałoby się zostać chwilę dłużej... Domy są duże, więc przy sprzątaniu jest zawsze sporo pracy, którą trzeba wykonać bardzo szybko i bardzo dokładnie. Czasem jest ciężko, ale przynajmniej praca nie jest monotonna, bo nigdy nie wiadomo jaki dom, kolejnym razem przyjdzie sprzątać...

          W komentarzach Jacek pytał o to, co jedzą Kanadyjczycy? Co ciekawe, wcale nie są to tylko naleśniki z syropem klonowym :). Oczywiście każda grupa etniczna, je często swoje "domowe" przysmaki. U Nas pod domem, zresztą w najzwyklejszym spożywczym markecie, można kupić "polskie ogórki", sok z Tymbarku i jeszcze parę innych polskich drobiazgów. Właśnie ze względu na tę różnorodność kulturową i kulinarną, oraz dostępność wszystkich produktów, Kanadyjczycy raz jedzą sushi, raz steki, żeberka, skrzydełka, nawet polską kiełbasę z grilla. Do tego greckie souvlaki, meksykańskie tortille, chińskie makarony i indyjskie curry. Oczywiście na każdym kroku jest też Subway, KFC, Starbucks czy Tim Hortons (nieoficjalny symbol Kanady - lub po prostu pyszna, szybka kawa + donaty za naprawdę niewielkie pieniądze). Jedzenie lunchu w knajpkach lub fast food'ach, jest czymś normalnym dla każdego,głównie ze względu na to, że można wybrać dobre menu, za cenę wynoszącą połowę najniższej godzinowej stawki wynagrodzenia. Do tego dobra mrożona kawa (w Tim Hortons czy w McDonald's) kosztuje 1$ ! To przecież dużo taniej niż w Polsce...
          Zresztą nie tylko lunch je się na mieście, je się również śniadania. Osiedlowym market spożywczy otwierają dopiero o 8.00, ale drzwi obok jest Subway i McDonald's otwarty już od godziny 5 rano ;).

          Nie mamy za bardzo czasu na intensywne zwiedzanie oraz fotografowanie, prawdopodobnie dlatego, że wszystko jest tutaj tak daleko - w porównaniu do np. polskich warunków. W niedzielę do centrum handlowego na rowerach jechaliśmy ok. 1,5 godziny i podobna odległość dzieli Nas od centrum Toronto! To wszystko dlatego, że bloki są tutaj rzadkością. Nawet w centrum poza wieżowcami w dzielnicy Downtown, dominuje niska zabudowa - przy głównych ulicach to dwu lub trzy piętrowe domy, ale tuż za nimi rozciągają się już porośnięte zielenią piętrowe domki jednorodzinne z ogródkami nieogrodzonymi płotem. Przechodząc przez takie dzielnice, można poczuć się jak w amerykańskich filmach. Na podjazdach stoją przenośne kosze do koszykówki, na podjazdach ogromne pick-up'y Forda, GMC albo sportowy Mustang. Czasami ślepe uliczki zakończone są czymś na kształt ronda, tylko bez placu zieleni na środku. Co chwilę przejeżdża ulicą żółty school bus. Śmiejemy się, że brakuje tylko paperboy'a rozwożącego gazety na BMXsie i ojców grających z dziećmi w bejsbol...

          Dowiedzieliśmy się też dzisiaj, że od wczoraj panują w Toronto ogromne upały i niespotykana nigdzie indziej wilgoć, która sprawia że odczuwalna temperatura jest znacznie wyższa. Władze miasta wydały trzydniowy "Extreme Heat Alert", a tym samym otworzono w każdej dzielnicy specjalne centra chłodzenia. Oczywiście radzi się unikać słońca, przebywać tylko w klimatyzowanych pomieszczeniach, a dzieci i starsi powinni szczególnie uważać... My o tym nic nie wiedzieliśmy, więc wczorajszy dzień od 12 do 18 pedałowaliśmy w pełnym słońcu po centrum miasta i prawdę mówiąc rekordowy 33. stopniowy upał nawet w połączeniu z wilgotnością (spowodowaną obecnością ogromnych jezior w pobliżu) nie zrobiły na Nas większego wrażenia. Faktycznie jest duszno i oddycha się ciężko, ale nic nie może się równać z szaloną jazdą na rowerach w 46*C upale, podczas wizyty w indyjskim Khajurajo ;)





















1 komentarz:

  1. kolorowa ta Kanada. takie pół świata w jednym miejscu. Wy też nadal uśmiechnięci, good.
    33 st? pff, poprzedni tydz we Wrocławiu mógł przebić niejeden dzień nawet w Indiach ;) buziaki!

    OdpowiedzUsuń