Valladolid
to kolejne miasto, które bardzo Nasz urzekło. Jest spokojne, ładnie i nie ma
tłumu turysów. Oglądamy właśnie taki Meksyk jaki sobie wymarzyliśmy, taki
prawdziwy! Odkryliśmy tutaj lokalne
stragany z pysznymi tacos, których skład to miks trzech różnych mięs, sałaty i
meksykańskich sals za 6 opesos, czyli 1,50zł ;)
Wypożyczyliśmy
dzisiaj rowery na trzy godziny, żeby pojechać do pobliskich cenot, czyli studni
krasowych. Weszliśmy do dwóch z nich: Xkeken i Samula, lecz tylko ta pierwsza Nam się
podobała i w niej też się wykąpaliśmy. Woda była czysta i ciepa, a dookoła Nas
pływały czarne ryby. Najlepszym doświadczeniem była możliwość pływania między
schodzącymi aż do wody stalktytami. Różnobarwne oświetlenie punktowe między
skałami, jak i pod wodą dodawało magicznego klimatu temu miejscu. Na pewno
warto było się tu wybrać, lecz wizyta w drugiej podobnej cenocie już była dla
Nas po prostu nudna.
Do
tego zaliczyliśmy kolejny przepiękny hostel na Naszej drodze, a wydawało się,
że to te dwa poprzednie są najlepsze. Wygląda na to, że większość hosteli w
Meksyku przypomina barwne ogrody. Jest mnóstwo żywych kolorów, każde krzesło
czy stół jest w innym kolorze. Na zewnątrz wisi dużo typowych meksykańskich
obrazków, przedstawiajacych przede wszystkim wesołe szkieletory. W gęstym
ogrodzie, zawsze znajduje się kuchnia na otwartym powietrzu, a do okoła
pomiędzy palmami rozwieszone są hamaki. Swoją drogą w suchym sezonie można je
wynajmować tak jak miejsca w dormitorium, a bagaż zostawia się w skrzynkach
zamykanych na kłódkę. Z głośników ukrytych gdzieś w tym gąszczu ciągle dochodzą
dźwięki muzyki - albo wszechobecnego Boba Marleya, albo tradycyjnych
meksykańskich rytmów.
W
ogóle Meksykańczycy są niesamowicie muzykalni - z prawie każdego sklepu
spożywczego, każdej apteki czy każdego butiku z ubraniami dochodzi głośna
meksykańska muzyka. Zawsze przy samych dzwiach lub czasem i na zewnątrz stoją
duże kolumny, które mają zagłuszać konkurencję znajdującą się dzwi obok. Już
nie raz się Nam zdarzyło, żeby kucharz, kelner czy sprzedawca deptał żywo
latynoskie kroki. Tańczenie i śpiewanie jest normalnym zajęciem na zabijanie
nudy przez tutejszych handlarzy. Jeden ze sprzedawców pamiątek na uboczu
siedział sam na taborecie i śpiewał kolejno piosenki ze śpiewnika trzymanego w
ręce. I jak tu nie pokochać Meksyku?! Hola Amigos ! ;)
jak się mają tajfuny Ingrid i Manuel do Was?
OdpowiedzUsuńkrzyżują plany, zatrzymujecie się gdzieś na dłużej niż planowaliście? zmieniacie trasę?
Tak się mają, że dowiedzieliśmy się o nich z Polski :) Tam, gdzie jesteśmy nie ma nawet większego wiatru, ani deszczu. Dość szybko oddaliliśmy się od wybrzeża w bardziej górzyste tereny, a jutro wjeżdżamy do Gwatemali :) Planów nie musieliśmy zmieniać i oby tak dalej :) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńcieszy mnie to ogromnie, szerokiej więc! ;*
OdpowiedzUsuń