Z White
Beach przenieśliśmy się 15 kilometrów na zachód do nieco większej miejscowości
Sabang. Plaża jest tutaj mniej atrakcyjna niż w White Beach, ale to jeden z
ważniejszych ośrodków nurkowych w tym rejonie. W samej zatoce Sabang (jest
malutka) leżą trzy wraki z drugiej wojny światowej (walki pomiędzy Japonią i
USA) oraz oczywiście mnóstwo koralowców, które są bardziej dostępne dla
pływaków z maską i rurką.
Dzisiaj
po wczesnym śniadaniu wynajęliśmy łódkę żeby popłynąć na pięciogodzinną
wycieczkę i zobaczyć „coral garden”, dalej, na rewelacyjną i pustą plażę Long
Beach oraz wracając, zatrzymaliśmy się jeszcze, aby dać nura na dobrych parę
metrów pod wodę, żeby zobaczyć gigantyczne małże.
Koralowy ogród zrobił na Nas
super wrażenie – bardzo szkoda że nie mamy podwodnego aparatu , bo pod wodą
znajduje się jeszcze piękniejszy świat niż ten na lądzie! Widzieliśmy tysiące
przeróżnych kolorowych rybek, mniejszych i większych, płaskich, podłużnych -
przypominających sznurówki, pojawiło się też parę rybek jak z filmu „gdzie jest
Nemo”, a nawet jeden wąż wodny. Do tego cała masa twardych i miękkich
koralowców. Nic dziwnego, że w wodzie spędziliśmy całe 90 minut. Co ciekawe na
plaży zamiast kamieni czy muszelek leży warstwa połamanych koralowców…
Na Long
Beach byliśmy zupełnie sami, ale to nie plaża Nas zachwyciła lecz po raz
kolejny podwodny świat znajdujący się 100 metrów od brzegu. Rafa była bardzo
płytko, a woda okazała się być jeszcze bardziej czysta. Pewnie zostalibyśmy
dłużej niż tylko 45 minut pod wodą, gdyby nie silny prąd, który ciągle oddalał
Nas od łódki.
W
południe, już lekko zmęczeni dopłynęliśmy do miejsca, gdzie na dnie leży parę
ogromnych małż. Wydaje się, że miały od pół do jednego metra wielkości, a gdy
schodziło się na głębokość 5 metrów pod wodę i kiedy było się już centymetry od
niej, było widać każdy ruch żyjącego wewnątrz mięczaka. Fantastyczny i zupełnie
niepowtarzalny widok!
Wieczorem
udaliśmy się na chwilę na plażę położoną w sąsiedniej Big LaLagunie – ale po
wcześniejszych cudach jakie widzieliśmy, to nurkowanie zakończyliśmy dość
szybko. Koralowce były płytko, jeden do dwóch metrów pod wodą, ale nie pływało
tutaj za dużo ryb. Do tego zachodziło już słońce, więc udaliśmy się na zasłużoną
kolację. Smażonej rybki z grilla, kupionej na lokalnym portowym straganie nie
mogło zabraknąć ;)
Jutro
cały dzień zajmie Nam przejechanie 170 kilometrów, oraz przepłynięcie 5 godzin statkami
na wyspę Boracay! To najbardziej znane miejsce w Filipinach, a plaże zaliczane
do najlepszych na świecie. Czas to sfotografować i wysłać na
podróżują.blogspot.com :)
TAK DOBRE ZDJĘCIA I OBSZERNE RELACJE MUSICIE KONIECZNIE WYDAĆ W POSTACI KSIĄŻKI LUB PRZEWODNIKA :D GORĄCE POZDROWIENIA :)
OdpowiedzUsuńPiękne miejsca, też chcielibyśmy tam być. Pozdrawiamy :) MRK
OdpowiedzUsuń