środa, 8 maja 2013

Nepal - Pokhara

               W sobotę nad ranem przekroczyliśmy granicę indyjsko – nepalską w Sonauli. Od Pokhary dzieliły Nas już tylko 184 kilometry, czyli 9.5 godziny jazdy nepalską wersją autostrady.

                Nepal to nieduży kraj pomiędzy Indiami i Chinami, zamieszkały przez ponad 30 milionów ludzi. Według danych ONZ z 2011 roku, Nepal został sklasyfikowany pod względem rozwoju na 157 miejscu pośród 186 państw świata. Ponoć połowa Nepalczyków żyje za niewiele więcej niż dolara dziennie. My na szczęście nie musimy oglądać tej biedy i przez 15 dni Naszego pobytu będziemy tylko w bardzo popularnych, turystycznych rejonach. Zaczynamy od Pokhary – uroczego miasta położonego u stóp Annapurny (8091 m n.p.m.), następnie dojedziemy do parku narodowego Citwan, a na koniec zobaczymy stolicę Nepalu – Kathmandu.

                Nepal nazywany jest też najbardziej stromym krajem świata. Na południu kraju znajdują się równiny leżące poniżej 100 m n.p.m., a na północnych granicach państwa piętrzą się najwyższe himalajskie ośmiotysięczniki z Mt. Everestem (8848 m n.p.m.) włącznie.


                Pierwszego dnia w Pokharze wypożyczyliśmy motor – indyjski „ścigacz” Bajaj Pulsar i na niego siodle zwiedzaliśmy najbliższą okolicę, między innymi olbrzymią stupę pokoju o wysokości 40 metrów, oraz najbardziej znany punkt widokowy Sarangkot. Ze względu na absolutne zachmurzenie nie zobaczyliśmy żadnego z okolicznych himalajskich szczytów, mimo że znajdowaliśmy się 30-40 kilometrów od Annapurny.

                Drugiego dnia wypożyczyliśmy rowery górskie i dojechaliśmy do dwóch tybetańskich monastyrów położonych na obrzeżach miasta.

                Trzeciego dnia udaliśmy się na dwudziestopięcio kilometrowy rafting rzeką Trisuli, gdzie mieliśmy sporo frajdy. Odcinki tej rzeki są klasyfikowane w skali trudności jako 3+, co zapewniło Nam sporo adrenaliny na szybszych odcinkach. Nie obyło się też bez kąpieli w lodowatej rzece.

                Obecnie odpoczywamy po tych trzech dniach atrakcji, czekamy na ubrania z pralni i jutro wyruszamy na czterodniowy trekking na Poon Hill 3200 m n.p.m. Co prawda od paru dni codzienne przez godzinę, może dwie, pada deszcz i według prognoz niewiele ma się zmienić – ale liczymy na to, że Nam się poszczęści.



















3 komentarze:

  1. Jak zawsze fajny tekst i piękne kolorowe zdjęcia.Udanej pogody i niezapomnianych widoków podczas trekkingu.MK

    OdpowiedzUsuń
  2. zdjęcie z koszem - miazga.
    fundujecie mi najlepszą lekcje geografii ever!

    Tomek - nie będziesz golić się przez całego tripa? ;>

    Buziaki Słonka! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha... Anek,

    rzut do kosza był trafiony!

    Tomek nie chce ostatnio pozować do zdjęć, bo ogolił brodę ;P

    OdpowiedzUsuń