poniedziałek, 23 września 2013

Quetzaltenango, a w języku Indian: Xela

           Kolejne dni w Kordylierach spędzamy w mało ciekawym według Nas miasteczku o nazwie Quetzaltenango. Jest bardzo zniszczone i zaniedbane. Wszystko, co ładne i ciekawe dla turystów znajduje się przy niewielkim placu "Parque Central", przy którym też znajduje się Nasz hostel, więc przynajmniej mieszkamy w samym centrum. Miasto ma z pewnością duży potencjał i być może kiedyś wyrośnie na przyjemny ośrodek turystyczny, musi się tylko rozwinąć. Jest pięknie położone pomiędzy dziesięcioma górami (wulkanami), a niedaleko znajduje się najwyższy z nich - Tajumulco. Okolicę otaczają wsie słynące ze swych ciekawych, wielobarwnych bazarów, gdzie można kupić praktycznie wszystko i zjeść posiłek wśród lokalnych ludzi.

             W okolicy są podobno plantacje kawy oraz kakaowca. Podobno, bo tak czytamy w internecie oraz w przewodnikach. Pytanie tylko dlaczego w tym mieście (ani w ogóle w Gwatemali) nie da się kupić w sklepach czekolady? Dlaczego tak trudno napić się tutaj dobrej kawy? Tego nie wiemy. Gwatemalczycy, jeśli już piją do śniadania ten czarny napój, to jest on albo bardzo rozwodniony, albo zrobiony z rozpuszczalnych substytutów, a słodycze, które znajdujemy w sklepie, zawierają tylko czekoladopodobne polewy. 

          Liczyliśmy na dużo dobrych zdjęć ukazujących obraz miejscowej ludności, ponieważ Xela zamieszkana jest w 61% przez ludy tubylcze, nie mówiąc już o okolicznych wioskach. Wybraliśmy się do jednej z nich - Momostenango, znajduje się tam duży targ, niestety nie sposób było fotografować. Większość miejscowych bardzo niepewnie podchodzi do "gringos", czyli do obcych. Jedynie mężczyźni często zagajają do rozmowy, pytają czy jesteśmy "Americanos" i sami chcą, aby robić im zdjęcia. 

          Natrafiliśmy tutaj na dwie przyjemnie knajpki, gdzie udało Nam się tanio zjeść dobre jedzenie. Wszystkie potrawy, które zamawiamy, podawane są wraz z plackami "tortillas" o średnicy od 6 do 10 centymetrów. Zawija się w nie podane na talerzu składniki, np. kurczaka, ryż, guacamolę, sałatkę, cebulę czy pomidory. Inną i z pewnością najpopularniejszą dla miejscowych i dla Nas wersją takiego jedzenia są po prostu tacos (w Xela są akurat na tyle małe, że się ich nie zwija). W tacos kupowanym na ulicznym straganie, prawie zawsze znajdzie się smażone czerwone mięso, czasami kurczak, cebula, sos pomidorowy, zielony pikantny sos z chili oraz ewentualne dodatki: rzodkiewka, krem z czerwonej fasolki, pomidor. Obowiązkowo do posiłku dodawana jest limonka - jej sokiem skrapia się gotowe już tacos. To jest właśnie to, czym żywimy się w zasadzie codziennie od czasu wylądowania w Meksyku, czyli już 2 tygodnie temu. 



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz