niedziela, 20 października 2013

Granada

          Granada to perła kolonialnej architektury na mapie Nikaragui i chyba całej Ameryki Centralnej. Miasto ma dużo więcej do zaoferowania, niż słynna Antigua w Gwatemali. Centrum stanowi duży i obfitujący w zieleń Park Centralny z czterema okrągłymi "kioskami" oferującymi lokalne jedzenie, fontannami, budką dla orkiestry oraz dużą, wybudowaną w XIXw. katedrą.

          Całe miasto nie jest duże, bo mieszka w nim trochę ponad sto tysięcy mieszkańców. Wybudowano je w starym hiszpańskim stylu tak, że każde domostwo posiada patio, najczęściej z fontanną, czasami nawet  niedużym basenem. Sklepienia podparte są pięknymi drewnianymi kolumnami tworząc zacienione arkady, między którymi wiszą hamaki. Nie ma lepszego schronienia od słońca niż bujny ogród w środku domu. Taka forma wypoczynku bardzo Nam się podoba i już zastanawiamy się gdzie taki hamak można by było zawiesić w Naszym domu ;).

          Główna ulica miasta, prowadząca w dół z Parku Centralnego aż do Jeziora Nikaragua, to piękny brukowany deptak, pełen dobrych restauracji i pubów. Spacerując tak sobie w cieniu akacji i drzew mango zarówno w dzień, jak i wieczorem, gdy zrobi się już chłodniej, nie sposób nie wstąpić do jednego z lokali na orzeźwiającego drinka. Duża konkurencja sprawia, że "happy hours" są wszędzie i to często od 11 rano aż do północy. W takiej sytuacji, kiedy dwa mojito kosztują 6 zł, stają się napojem w takiej samej cenie co coca-cola. Spacerowanie ulicami takiego pięknego miasta jest przyjemną atrakcją, która pochłonęła Nam w sumie trzy dni.

          Na Parku Centralnym spróbowaliśmy ciekawej tutejszej potrawy: juki ze smażonym mięsem wieprzowym (skórą?!), oraz kapustą. Juka to tutaj po prostu znany z Afryki maniok, podobny w smaku do słodkiego ziemniaka. Na jednym ze zdjęć Weronika trzyma w ręce najpopularniejszy z napojów w całej Środkowej Ameryce: po prostu oranżadę przelaną do woreczka. Co ciekawe, tak samo nalewa się też nawet coca-colę. Raz nad pewną rzeką w Hondurasie, widzieliśmy miejscową rodzinę podczas sobotniego pikniku, matka nalewała swoim dzieciom, mężowi oraz sobie odmierzone porcje Pepsi własnie do woreczków.

          Jeśli chodzi o egzotyczne ptaki, to wciąż nie udało Nam się wytropić tukanów. Za to w Granadzie można zobaczyć małe zielone papugi, które miejscowi traktują mniej więcej jak oswojone zwierzęta domowe. Co prawda podcina im się lotki, by nie mogły uciec - ale to popularny sposób oswajania papug, który stosuje się też w Polsce. Nie ma w tym tak wiele złego, bo po paru tygodniach lub miesiącach ptak znowu jest zdolny do swobodnych lotów.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz