czwartek, 31 października 2013

Tukany, kolibry i śpiące żaby

          45 kilometrów od centrum stolicy Kostaryki - San Jose znajduje się piękny prywatny ogród, w którym można rozkoszować się cudami tutejszej natury, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Dystans dzielący Nas od tego kawałka raju wydawał się być naprawdę niewielki - tym bardziej w tak bardzo rozwiniętym i nowoczesnym kraju jakim zdaje się być Kostaryka. Przecież 45 kilometrów od centrum miasta zamieszkałego przez 1,3 miliona mieszkańców to wciąż jeszcze bliskie sąsiedztwo stolicy. Wiedzieliśmy jednak, że dojechać tam będzie ciężko. Nie pocieszył Nas też właściciel hostelu, w którym mieszkamy, kiedy zapytany o autobus jeżdżący w tamtym kierunku wytrzeszczył oczy i powiedział: "tam nie ma dróg! Ciągle pada deszcz i ciągle podmywa kolejny most. Tam nic nie jeździ!" Wyszliśmy rano z hostelu, zabraliśmy mapę... i po trzech godzinach byliśmy na miejscu :).

          Przejechanie tego niedługiego odcinka prostej drogi dzielącej Nas od San Jose do La Paz Waterfall Garden wymagał od Nas przejazdu dwoma autobusami i czterema autostopami! Byliśmy bardzo zdesperowani, żeby tam dojechać! Mimo, że w każdym mieście po drodze, na każdym skrzyżowaniu gdzie pytaliśmy o drogę, lub miejsce gdzie możemy złapać samochód wszyscy mówili to samo: "tam nic nie jeździ!" Kiedy byliśmy zaledwie 16 kilometrów od ogrodu i dzieliła Nas już tylko jedna wioska... Znowu to samo... "Dojedziecie tam, ale za parę godzin, bo wtedy jedzie jedyny autobus". Mimo to znowu stanęliśmy przy pustej drodze, obok gromadki miejscowych kierującej Nas ciągle na taksówkę za ponad 60zł. Minęło już południe i zbierały się chmury na tropikalny deszcz (w San Jose, zawsze o czternastej!). Powoli przychodziły myśli o powrocie do stolicy. Postanowiliśmy, że po 10 minutach próby złapania czegokolwiek, jeśli się nie uda, szukamy opcji powrotu do domu. Baliśmy się bardzo tego powrotu, bo przecież po paru godzinach spacerowania po ogrodzie, około 17 zrobi się ciemno... a tutaj przecież nic nie jeździ! Szczęśliwie ostatni Nasz "stop" złapaliśmy w 6 minut i kierowca zawiózł Nas dokładnie pod bramę tego pięknego miejsca.

            La Paz Waterfall Garden to prywatny ogród, w którym mieszkają przede wszystkim interesujące Nas tukany ;). Oczywiście są tu dziesiątki różnych gatunków ptaków, w tym 26 gatunków kolibrów i wielkie papugi ary. W środku ogrodu wybudowana jest ogromna hala, w której żyją tysiące motyli. Występuje tutaj dwadzieścia kolorowych gatunków,  ilość ich osobników powoduje czasami kolorową chmurę przelatującą przed Naszym nosem. To absolutnie niesamowite miejsce, motyle są tak ogromne i tak kolorowe, że czuliśmy się tam niczym we śnie. Dodatkowo hodowanych jest tutaj dziesięć gatunków większych zwierząt: różne gatunki małp oraz koty z dżungli. Można zobaczyć, choć tylko przez gęste kraty między innymi małpki kapucynki i czepiaki, oraz małe koty oceloty oraz nieco większe już pumy i jaguary! Były też gabloty z wężami, choć bardzo ciasne dla tych gadów. Jedyne co zrobiło na Nas spore wrażenie z tej wystawy to dwa duże szkielety wężów. Na koniec nie mogliśmy się doczekać odwiedzenia hodowli tropikalnych, trujących żab. Kolorowe, wręcz jaskrawe trujące płazy są jednym z symboli Kostaryki - liczyliśmy na zobaczenie pięknych okazów, ale wszystkie obecnie w ogrodzie były bardzo malutkie, a dwa większe osobniki słynnej zielonej żabki z pomarańczowymi końcówkami kończyn i pomarańczowymi oczami spały wysoko schowane w liściach.

          Nie doświadczyliśmy również planowanego też przez Nas spotkania z leniwcami. Te ospałe, nadrzewne zwierzęta zostały przeniesione do innego prywatnego ośrodka. Poza niezapomnianym spotkaniem z tukanami, świetne były też kolibry. Spotykaliśmy je akurat już wcześniej na Naszej drodze w dzikich skupiskach, czasami nawet po kilka osobników naraz. Kolibrów było tutaj tak wiele, że nie sposób było wybrać tego właściwego do sfotografowania. Te najmniejsze ptaki są tak szybkie (latają z prędkością do 120 km/h) i tak często zmieniają kierunki lotu, a potrafią latać na boki i do tyłu, że trzeba wielu prób by w ogóle wyostrzyć na jednym z nich aparat. Ułatwiają to specjalne poidełka, przy których na sekundy przysiadują kolibry. Te maleńkie stworzenia potrafią ponoć zjeść w ciągu doby dwa razy więcej pożywienia niż same ważą! Ich szybki metabolizm i serce bijące ze średnią prędkością 550 uderzeń na minutę i maksymalną prędkością wynoszącą 1260 uderzeń na minutę wprawiają w osłupienie. Jest wiele ciekawych faktów o kolibrach, między innymi prędkość uderzeń skrzydeł wynosi od 10 do 90 na sekundę, albo to, że jajo kolibra waży... ćwiartkę grama.        

          Cały ogród zrobił na Nas niesamowite wrażenie i cały dzień, który spędziliśmy na dojazd i oglądanie przyrody warty był wysiłku i ceny przekraczającej 100 zł od osoby. Na szczęście sam dojazd był tani (przez autostop), a na powrót udało Nam się załapać darmową podwózkę na obrzeża San Jose autobusem z pracownikami ogrodu ;).
       


































3 komentarze:

  1. i kolejne bajkowe stworzenia ;)
    aczkolwiek nasunęło mi się pytanie o sens takich prywatnych zoo - po co? czy te zwierzęta nie poradziłyby sobie w swoim naturalnym środowisku? To chyba nie są gatunki zagrożone wymarciem. Jak ma się cena biletu do innych kosztów?
    to raz.
    a dwa.
    dajcie znać, czy jutro/pojutrze świętuje się tam, gdziekolwiek będziecie, Święto Zmarłych. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie Meksyk z wszechobecnym kultem śmierci, ale mimo wszystko ;)

    Halloweenowe [Dziadowe] buziaki!;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, nie są to gatunki zagrożone, ale bardzo trudno jest je tak naprawdę zobaczyć w tych gęstych lasach tropikalnych. Mnóstwo jest w Kostaryce rezerwatów przyrody i trzeba by było spędzić w nich sporo czasu z lornetką i z przewodnikiem, żeby wypatrzyć dzikie zwierzęta. Część z nich (jak koty i żaby) prowadzą nocny tryb życia - to kolejne utrudnienie. W ogóle np. rozmiar trujących żab jest tak mały, że na początku w ogóle ich nie zobaczyliśmy nawet w tym ogrodzie.
    Jeśli chodzi o cenę biletu, to faktycznie kosztował dużo, ale jak napisaliśmy w poście podsumowującym Kostarykę - jest tam po prostu bardzo drogo. Gdybyśmy chcieli odwiedzić kilka parków narodowych (do tego dojazdy i noclegi, które są droższe przy rezerwatach niż w miastach), kosztowałoby to Nas zdecydowanie więcej niż bilet do tego ogrodu.

    Halloween? U Nas nuda - spędziliśmy akurat w nocnym autobusie do Panamy. Nie było Nam szkoda, bo nie zapowiadało się na żadną ciekawą fiestę w San Jose... fakt, szkoda, że w tym czasie nie byliśmy w Meksyku, albo Gwatemali, tam byłoby co oglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a gdzie mogę spotkać wieksze skupiska kolibrów żyjących na dziko o których wspominałeś w tekście poyżej?

      Usuń