Pozdrawiamy z Parku Narodowego Chitwan!
Dotarliśmy tu dzisiaj w południe, akurat na lunch w hotelu. Wszystko jest
dobrze zgrane, bo po raz pierwszy w Naszej podróży skorzystaliśmy z wykupienia
zorganizowanej wycieczki. Nie jest to jednak autokar turystów jadący do tego
samego hotelu. W Pokharze poprosiliśmy o załatwienie Nam z góry dojazdu,
hotelu, wyżywienia oraz atrakcji na miejscu. I tak to wygląda, na przystanku
autobusowym, przy głównym wejściu do Chitwanu miał czekać facet z karteczką
„Kolago”, ale miał tylko napisaną nazwę hotelu w którym teraz mieszkamy. Tenże
facet wskazał na niebieskiego pick-up’a i powiedział, żebyśmy wskakiwali „na
pakę” i zawiózł Nas od razu na lunch ;)
Smutno
Nam było opuszczać Pokharę, bo ostatnio znacznie poprawiała się pogoda, a co za
tym idzie i widoczność – dzisiaj podczas śniadania z nad brzegu jeziora Phewa w
Pokharze mieliśmy w końcu pełny widok na Fishtail’a oraz inne wysokie szczyty.
W
Chitwanie radość ogarnęła Nas już parę minut po lunchu, kiedy wybraliśmy się
sami na spacer po wsi Sauraha, gdzie znajduje się najbardziej popularne wejście
do parku. Uśmiech Weroniki, kiedy na głównej ulicy co chwilę mijał nas słoń,
był niesamowity, a gdy jeden z woźniców zatrzymał się i krzyknął, że Żona może
podejść i dotknąć słonia, Jej euforia nie miała granic ;)
Po
południu, mieliśmy już zaplanowany spacer z przewodnikiem po tutejszych
terenach. Przewodnikiem okazał się być mieszkaniec okolicznej wioski, bardzo
sympatyczny człowiek. Podczas długiej wędrówki, dowiedzieliśmy się trochę ciekawych
rzeczy o okolicy oraz życiu w Nepalu. Przy tym wszystkim, zrobiliśmy sporo
zdjęć, głownie mieszkańców pogranicza Parku Narodowego. Intensywność i
różnorodność odcieni zieleni jest tutaj tak niesamowita, że można się cały
pięciogodzinny przejazd autobusem zachwycać tylko widokiem z okna na wzgórza zagospodarowane
pod uprawę ryżu.
Odnośnie
zdjęcia z metalowymi figurkami, to autentyczne odlewy robione na klepisku,
gdzieś przy wiejskiej drodze. Fajnie, bo dotarliśmy do najbardziej oryginalnej
odlewni aluminium jaką można sobie wyobrazić. Palenisko cały czas natleniane
jest ręczną dmuchawą, a na rozżarzonym węglu leży stalowy rondelek, w którym
topią się powoli… puszki po redbull’u. Obok kuca człowiek, który w piaskowej
dzielonej w połowie formie odbija łyżki, figurki i inne przedmioty… I to nie
była jakaś sztuczna atrakcja dla turystów tylko najprawdziwsza produkcja
pamiątek z Nepalu… ;)
Jutro
rano wybieramy się na wycieczkę canoe po rzece w parku, a popołudniu na
słoniowe safari, więc wieczorem spodziewajcie się kolejnych fotek – tym razem
już z wnętrza Parku Narodowego Chitwan.
Widzimy, że podobają Wam się nie tylko słonie i bardzo nas to cieszy.Faktycznie dużo zieleni, ta trawa ma taki dziwny kształt, czy tego zielska nikt nie w(y)cina :). Pozdrawaimy MRK.
OdpowiedzUsuńTrawa rośnie tutaj wszędzie, ale wcinać ją mogą tylko zwierzęta. Spożywanie przez ludzi jest nielegalne. Nasz lokalny przewodnik powiedział Nam, że za posiadanie dużej ilości marihuany (towar o wartości ponad 200 rupii - 8 zł) grozi kara :)
UsuńPozdrawiamy! W&T
Fajnie. Byłem w Sauraha 2 razy. Uważajcie na tygrysy. Podczas mojego pobytu jeden zaszlachtował mężczyznę z wioski. Zapytajcie miejscowych o szczegóły.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Irek Oleksik
pięknie!
OdpowiedzUsuńWercia Tomek ten anonim to ja- Sandra-ale nie wiem jak nim nie byc:)jestem anonimowo z Wami
OdpowiedzUsuń