Kolejny udany
dzień na Goa.
Pierwszy raz na
tych wakacjach ustawiliśmy budzik, żeby wstać trochę wcześniej… tj. o 9 rano ;)
. Codziennie nie potrafimy zwlec się z łóżka, rano zawsze przez godzinę
przewracamy się z boku na bok studząc Nasze ciała chłodnym powiewem powietrza z
wiatraka nad nami.
No
właśnie, jak wygląda Nasz domek, z którego werandy dziś znów piszemy? Otóż to
różowa chatka, którą widać na jednym z poniższych zdjęć (to pionowe po lewej
stronie z przewróconą palmą na pierwszym planie). Do plaży mamy 30 metrów, a do knajpki gdzie
jemy śniadania 20 metrów. Domek z łazienką to wydatek rzędu 24zł za dzień. W
pokoju są dwa wiatraki, a nad łóżkiem (małżeńskim :) ) wisi moskitiera. W łazience
jest to co trzeba, choć „zimna” woda jest Naszym zdaniem wciąż trochę za ciepła :) Oczywiście opisujemy jedną z najtańszych opcji noclegu, to typowo indyjsko-backpacerskie warunki.
Śniadanie?
Dzisiaj np. Tomek zamówił omlet, tosty, pieczone ziemniaczki z warzywami,
herbatę z mlekiem oraz małą szklankę soku z arbuza za 8zł, a Weronika zamówiła kanapki
z tuńczykiem za jeszcze trochę mniej. Może ceny nie są super niskie jak na to
czego oczekiwaliśmy po Indiach, ale Goa to bardzo turystyczny rejon i pewnie
dlatego ceny są wyższe niż gdzie indziej.
Po
południu znowu dosiedliśmy dwukołowej Hondy za 12zł plus wlaliśmy w nią 3 litry
paliwa, to pozwoliło nam na zabawę przez cały dzień. Odwiedziliśmy pobliskie „Wild
life Sanctuary”, ale jedne zwierzęta, które zobaczyliśmy to jaszczurki i…
krokodyla w klatce. Wszystkie rośliny na Goa powoli usychają czekając na monsunowe
deszcze. Motyle z rezerwatu też odleciały w siną dal… Odnośnie drabinki
widocznej na zdjęciu poniżej, na którą wspina się Weronika to ok. połowa drogi
na „domek na drzewie”, z którego można obserwować dzikie zwierzęta.
W
poprzednim poście nie opisaliśmy owoców w kształcie papryki – są to owoce
nerkowca, w Polsce znanego tylko pod postacią orzeszków.
Popołudnie
postanowiliśmy spędziliśmy na pobliskiej plaży Patnem, gdzie byliśmy prawie
sami. Tutaj zjedliśmy obiad, kąpaliśmy się w morzu i opalaliśmy się w
przyjemnym popołudniowym słońcu.
Na
Goa zupełnie nic nie zakłóca Naszego szczęścia,
jest bardzo spokojnie – nikt Nas nie zaczepia, po prostu da się wypocząć. Wieczorem
kelnerzy z restauracji przy plaży rozstawiają stoliki na piasku, a na nich
zapalają świece. Ponieważ nie ma tutaj w ogóle naganiaczy, goście mogą sami
wybrać sobie knajpkę w której chcieliby spędzić wieczór.
Nasz pobyt na Goa powoli dobiega końca – teraz tylko Tomek musi wymyślić co zrobić, byśmy mogli tu spędzić jeszcze parę chwili.
Nasz pobyt na Goa powoli dobiega końca – teraz tylko Tomek musi wymyślić co zrobić, byśmy mogli tu spędzić jeszcze parę chwili.
Tak trzymać! Ładne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńOgladajac te wspaniale fotki mialoby sie ochote w nie wskoczyc.
OdpowiedzUsuńCudownie wygladacie :) przepieknie intensywna zieleń- czuć egzotyke.
OdpowiedzUsuńDomki boskie i te wszechobecne krowy :D
Widzimy Werciu, ze słoneczko już cię trochę sparzylo (ochroniaj nosek).
Calujemy Kochani,
D&P