poniedziałek, 30 września 2013

Chichicastenango - kolory i czarna magia

Wyjechaliśmy właśnie z miasteczka Chicicastenango, pieszczotliwie nazywanego przez mieszkańców: Chichi. Zresztą w Gwatemali większość miejscowości ma długie nazwy, ale powszechnie wszyscy używają ich krótszych wersji. Nawet stolica kraju to nie Guatemala City tylko Guate.

Chichi leży w dolinie otoczonej wieloma mniejszymi wsiami, zamieszkałymi jak cała okolica przez potomków Majów. Dzięki sprzyjającemu klimatowi i żyznej glebie uprawia się tutaj przez cały rok między innymi banany, papaje, arbuzy, melony, liczi, awokado, limonki oraz sięgające ponad 3 metry kukurydze. Co środę i sobotę schodzą się do Chichi rolnicy z pobliskich wiosek, by popołudniu rozłożyć swoje stoiska na czwartkowy i niedzielny market. Centrum miasteczka zamienia się wtedy w kolorową mozaikę straganów zawierających nie tylko owoce i warzywa... Sprzedaje się tutaj również ręcznie robione regionalne stroje, koce oraz przeróżne pamiątki. Nie brakuje też lokalnego jedzenia, żywego i nieżywego mięsa, używanych narzędzi rolniczych i wszystkiego, co może być tubylcom potrzebne w codziennym życiu. Niesamowity barwny korowód kobiet z dziećmi w chustach na plecach oraz mężczyzn w kowbojskich kapeluszach kłębi się pomiędzy prowizorycznymi uliczkami, które tworzą się między kramami. Trudno tutaj o chwilę spokoju, nie sposób przyjrzeć się uważniej danemu straganowi, będąc popychanym przez kolejne gwatemalskie rodziny przybywające na ten wielki targ. Zrobienie zdjęcia czy ustalenie ceny ze sprzedawcą w takim żywym ruchu też jest nie lada wyczynem. Musieliśmy sporo pochodzić między straganami, by w końcu kupić duży koc ("koc dzieciorób" - jak z filmu "Narzeczony mimo woli" :)). Koc jest piękny w kolorowe pasy - na pewno zobaczycie go na kolejnych zdjęciach. Może z jakiejś plaży w Hondurasie, albo na kempingu w Andach.

My w Chichi byliśmy już od piątku, przyglądając się życiu mieszkańców, które czasami wprawia Nas w osłupienie. Przede wszystkim jeśli chodzi o podejście miejscowych do religii - większość z nich deklaruje chrześcijaństwo. Czczą oni przede wszystkim Jezusa, Boga, Jehowę, Jana Chrzciciela oraz cały poczet świętych. Jednak ich podejście do wiary jest trochę inne niż Nasze...

Z tarasu pensjonatu gdzie mieszkaliśmy, rozpościerał się widok na kolorowy, ciekawy cmentarz. Spotkaliśmy tam ludzi, którzy całymi dniami przesiadywali przy grobowcach lub kaplicach. Wygląda to tak, że schodzą się oni wraz ze swoimi rodzinami, niosąc torby pełne jedzenia, zgrzewki Coca-Coli i innych napojów oraz świece. O biesiadowaniu na grobach słyszeliśmy już w różnych kulturach, lecz teraz mogliśmy oglądać rozpalone ogniska przed kaplicami i wrzucane do ich ognia kadzidła na własne oczy. Niektórzy mężczyźni mieli też zrobione kadzidła z metalowych puszek na łańcuchach, którymi rozprzestrzeniali dym po całym cmentarzu. Do tego kobiety klęczące przy osmolonych krzyżach oraz ich mężowie budujący małe ołtarzyki z kamieni i zapalający przy nich rzędy świec. Jedna z tych rodzin pozwoliła żebyśmy zrobili im zdjęcie. Nie chcąc być jednak za bardzo natarczywymi, po dwóch fotografiach oddaliliśmy się, aby nie przeszkadzać im w swoich rytuałach.

Równie ciekawym, choć już nie tak kolorowym miejscem okazało się wzgórze leżące na południowym skraju miasteczka. Pascual Abaj to "święty kamień" poświęcony Huyup Tak'alowi, według wierzeń Majów był on bogiem ziemi.. Wygląda na to, że wszystkie ważne święte miejsca dla tubylców są przez cały dzień pełne ludzi, bo i tutaj spotkaliśmy miejscowych odprawiających magiczne dla Nas ceremonie. Jak zawsze rozpalone były ogniska, a do jednego z nich wrzucane były świecie i kadzidła. Pod prowizorycznym zadaszeniem przesiadywała cała rodzina, a jedna z młodych kobiet klęczała przed mężczyzną w jeansach i koszulce, który odprawiał jakiś rytuał. Kręcił swymi dłońmi przed twarzą kobiety wprowadzając ją w rodzaj transu. Nie wiemy co dokładnie tam się działo... Niedaleko zaobserwowaliśmy też trzy różne butelki - dwie z nich wyglądały na wysokoprocentowe trunki. Przy jednym z krzyży, obok "świętego kamienia" (ma on przypominać twarz boga ziemi) złożony w ofierze był kubek z napojem oraz jedzenie.

Całymi dniami, a nawet w nocy po ulicach miasteczka przechodziły procesje z figurkami świętych. Strzelano przy tym ze specjalnego moździerza wypełnionego czarnym prochem. Huk wystrzałów był niesamowicie głośny, a rozpalone odłamki lądowały wszędzie dookoła.

Nawet przy głównym kościele, pod wezwaniem Św. Tomasza, na głównym placu miasta mają miejsce pogańskie obrządki. Na schodach świątyni tli się ognisko, co jakiś czas rozpalane jest na nowo przez kolejnych mężczyzn. Zawsze z tego ognia wydobywa się silny dym o zapachu kadzidła. Czasami widzimy ludzi na kolanach przekraczających próg kościoła i wychodzących, by wejść ponownie kłaniając się przed Bogiem. Wnętrze świątyni wygląda podobnie do innych miejsc tego typu, które odwiedziliśmy w Gwatemali i Meksyku. Jest mrocznie i pusto, przy świętych obrazkach i figurkach palą się świecie, a rodziny siadają lub klęczą na podłodze, rozkładając swe małe ołtarzyki ze świec. Przesiadują tak czasem godzinami. Jedzą, piją, składają ofiary z kwiatów, kukurydzy (to z niej pochodzą pierwsi ludzie - według wierzeń Majów), a czasem nawet z kurczaków. Podłogę często wyściela się świeżymi igłami sosnowymi. Po wizycie w tym kościele przypominają Nam się piramidy, które budowali mieszkańcy tych ziem setki lat temu. Tak samo ważnym miejscem były schody, tak samo czczony był ogień oraz dym, tak samo składało się ofiary na ołtarzu, na końcu tych schodów.

Ciekawi Nas, czy w tym kościele, oficjalnie uznanym za katolicki pracuje jakiś ksiądz (?). Czy odbywa się tutaj w ogóle jakaś regularna msza? Nam niestety nie udało się takich informacji uzyskać.




































4 komentarze:

  1. Z przyjemnoscia czytam Wasze relacje z podrozy. W Chichicastenango bylismy 2 lata temu i dzieki Waszy fotkom i opisom mam wrazenie, jakbym sie tam znowu znalazla. :)
    Pozdrawiam.
    E.S,

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszymy się, że ciekawe są dla Was Nasze zdjęcia i relacje. Chcemy zapytać czy byliście też w innych krajach Ameryki Łacińskiej? Może znacie jakieś ciekawe miejsca godne polecenia na Naszej dalszej trasie?

    Pozdrawiamy Was serdecznie,
    Weronika i Tomek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo, targ i oferta mięsna jak we Lwowie.. ;p

    Ana.

    OdpowiedzUsuń
  4. My niestety bylismy tylko w Gwatemali i Meksyku (jesli chodzi o Ameryke Lacinska). Jesli nie byliscie w Tikal, to polecam goraco. :)
    Pozdrawiam Podroznikow.
    E.S.

    OdpowiedzUsuń