sobota, 30 listopada 2013

Machu Picchu

                Trzeci cud świata (wg. listy nowych cudów świata) zaliczony! Wcześniej podziwialiśmy niesamowity Tadż Mahal, w Meksyku oglądaliśmy piramidę Majów - Chitzen Itza, a teraz wspięliśmy się do inkaskiego miasta Machu Picchu.

                Ten kamienny kompleks został wybudowany w drugiej połowie XV wieku na przełęczy pomiędzy dwiema górami: Wayna Picchu i Machu Picchu. Miasto pełniło funkcję głównego centrum ceremonialnego oraz zamieszkiwane było przez wielu arystokratów, żołnierzy, rzemieślników i rolników, którzy uprawiali na sztucznie wybudowanych kamiennych tarasach kukurydzę. W sumie miasto zamieszkiwało około tysiąc osób.  Z nieznanych powodów zostało opuszczone około 1537 roku, niecałe sto lat po wybudowaniu. Nieco ponad sto lat temu, w 1911 roku zostało odkryte przez amerykańskiego poszukiwacza inkaskich ruin. Hiram Bingham dotarł tutaj przyprowadzony przez małego chłopca – syna farmerów uprawiających rolę na części ze starych tarasów.
               
                Jak się niedawno okazało, już w 1867 roku Machu Picchu odkrył niemiecki przedsiębiorca Augusto Berns, który przez wiele lat prowadził rabunkową eksplorację miasta.

Dojazd i koszt


                Mimo, że jest to najbardziej znany zabytek Ameryki Południowej, a co się z tym wiąże - pełen turystów, dotrzeć jest tutaj dość trudno, przynajmniej jeśli chce się to zrobić za "normalne" pieniądze. Z miasta Cuzco (112 km torami kolejowymi)  wyruszają turyści, by dotrzeć do Aguas Calientes, leżącego 8 kilometrów od słynnych ruin.. Problem z dotarciem zaczyna się na 82 kilometrze trasy, gdzie kończy się droga biegnąca wzdłuż torów. Z tego miejsca codziennie wyrusza 500 turystów na czterodniowy Inca Trial – słynny trekking prowadzący do opuszczonego miasta majów. Trekking ten jest okropnie drogi - 1400 zł i wymagany jest do każdej grupy przewodnik, a ze względu na limit dziennych wejść na szlak (pół tysiąca osób) terminy wycieczek są zarezerwowane na miesiące do przodu. Z Cuzco do Aguas Calientes wyruszają każdego dnia pociągi, lecz cena biletu za pokonanie tych 112 kilometrów w czasie trzech godzin powala na kolana: 250 zł turystyczny, 500 zł pierwsza klasa. Jest też ostatnia możliwość: dotrzeć jakoś do ruin elektrowni „hydroelectrica” przy miejscowości Santa Teresa, a stamtąd przejść 10 kilometrowy odcinek wzdłuż torów do miejscowości Aguas Calientes. Na początku przygotowywaliśmy się na wcale nietanią i trwającą ponad 10 godzin jazdę z trzema przesiadkami lokalnymi busikami. Poczytaliśmy trochę w internecie jak to wszystko ogarnąć i natrafiliśmy na trywialną poradę: kupić bilet w agencji turystycznej (których są w Cuzco setki) na sam transport prywatnym busem do tej elektrowni wodnej. Ominęliśmy tym samym przesiadki, zaoszczędziliśmy czas i… pieniądze. Wygląda na to, że część miejsc w Naszym busiku wykupili turyści wybierający zorganizowane wycieczki z przewodnikiem itp. Reszta miejsc sprzedawanych jest indywidualnym turystom w bardzo dobrych cenach. Ku Naszemu zdziwieniu zapłaciliśmy dużo mniej niż wynosi najtańsza cena jaką widzieliśmy w internecie. Bilet w jedną stronę od osoby kosztował zaledwie 40 soli (45zł) za 8 godzin jazdy po szutrowych, górskich drogach. Widoki zza szyb zapierały dech w piersi.

                Poza kłopotem z dostaniem się do Aguas Calientes pojawiają się kolejne przeszkody przed Nami. Bilety do Machu Picchu. Niektóre źródła mówią, że ich dzienna ilość jest limitowana, że warto rezerwować je wcześniej (w sezonie letnim dużo wcześniej). Poza tym słono trzeba zapłacić peruwiańskim władzom za to, że posiadają Inkaskie miasto – najtańszy bilet kosztuje 126 soli = 138zł ( połowa ceny dla studentów z kartą ISIC – Tomek się załapał ;) ) My wybraliśmy ciut droższą wersję wejściówki, umożliwiającą wspinaczkę na górę „Machu Picchu”. Właściwie to chcieliśmy kupić najdroższe bilety pozwalające wejść też na górę „Wayana Piccu” będącą w tle większości zrobionych przez Nas zdjęć. Bilety te, kosztujące 158 soli = 173 zł (normalny) wyprzedane są aż do stycznia 2014. Dzienna ilość osób mogących wejść na ten słynny "pocztówkowy" punkt widokowy wynosi 400.

                O tym, że busik dowożący z Aguas Calientes do wejścia do Machu Picchu (8 km, 20 minut jazdy) kosztuje 30 zł w jedną stronę ciężko nie wspomnieć. My wybraliśmy mozolną, prawie godzinną wersję porannej wspinaczki po kamiennych schodach i  120 zł w kieszeni ;).

                Kończąc temat kosztów, jako ciekawostkę wspomnimy, że przy wejściu do Machu Picchu znajduje się jeden, mały (brzydki) hotelik. Dwa pokoje z niego mają widok na kawałek murów, czy tarasów ruin. Mimo, że ceny za pokój zaczynają się od 550 $ (dolarów!) to wciąż jest pełen gości. Aha, po długim zwiedzaniu w palącym słońcu, w nagrodę zafundowaliśmy sobie dużą, jedno litrową Coca-Colę w kawiarni za …22 złote. Na bogato!

Machu Picchu


                Ruiny opuszczonego miasta Inków, zrobiły na Nas wrażenie, nie można im nic ująć. Nie powaliły Nas na kolana, choć zgadzamy się w 100 procentach, że są piękne. Przede wszystkim położenie miasta w górach, otoczonego pionowymi przepaściami fascynuje. Precyzja z jaką Inkowie wybudowali każdą budowlę i taras jest zdumiewająca. Wszystko tutaj zostało wykonane z granitu, dzięki czemu mury budowli zachowały się do dziś w tak dobrym stanie.

                Do bramy wejściowej Machu Picchu dotarliśmy przed 7 rano, co pozwoliło Nam uniknąć tłumów, choć i tak było zaskakująco dużo ludzi (ruiny można zwiedzać od 6 do 17). Z samego początku ominęliśmy miasto i wyruszyliśmy na szlak (schody) wspinający się na Machu Picchu Mountain. Po godzinnej wspinaczce, non-stop po kamiennych stopniach byliśmy już niedaleko szczytu, może 20 minut drogi, postanowiliśmy jednak zawrócić. Oddalaliśmy się znacznie od ruin miasta wyglądającego z góry jak malutka wioska. Do zdjęć należało już używać teleobiektywu, a My musieliśmy ok 11 rano opuścić Machu Picchu, by zdążyć na powrotny busik o 14 z elektrowni. Wybraliśmy odwrót przed szczytem, ale uważamy to za dobrą decyzję – uważamy, że możliwość spędzenia dłuższego czasu w ruinach była tego warta. Prawdę mówiąc nie wiedzieliśmy, że jest tam tak daleko. Chcieliśmy kupić droższe bilety na niższą górę Wayana Piccu – ale jak opisaliśmy powyżej, już się skończyły. O istnieniu Machu Picchu Mountain nie wiedzieliśmy wcześniej, jedynie Pan w okienku z biletami pokazał Nam jej zdjęcie i powiedział „to jest ta góra”, My na to tylko „ok, idziemy”.


                Bardzo fotogeniczną atrakcją opuszczonego miasta Inków są lamy. Na tarasach pełniących funkcję zabezpieczającą przed osuwaniem się ziemi oraz utrzymywania wody w gruncie widzieliśmy około 10 tych zwierząt. Do większości z nich można śmiało podejść, ponieważ oswojone są zupełnie z tysiącami turystów. 





























2 komentarze:

  1. Niejedną Colę wypiłem i taka po dłuższym chodzeniu na słońcu zdecydowanie warta jest dziesięciu puszek wypitych zimą w biurze. Albo więcej! Ale musiała dobrze smakować :DDD

    Pozdrówki z Sauipe,
    No i do zo niedługo we Wro albo na Osi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że litrowa Cola tak szybko się skończy ;( Lecz smakowała wybornie!

    OdpowiedzUsuń