poniedziałek, 25 listopada 2013

Oaza Huacachina

                Wczoraj oglądaliśmy peruwiańskie pingwiny, a dzisiaj uprawialiśmy sandboarding – czyli letnią wersję snowboardingu. Tak, słyszeliśmy o mrozie w Kanadzie i śniegu w Norwegii, ale w Peru właśnie zbliża się lato ;).

                Jadąc wzdłuż przecinającej peruwiańskie pustynie Panamericaną na południe, dojechaliśmy do Ica. Stąd taksówką - Tico za 5zł do maleńkiej oazy Huacachina. Czuliśmy się niczym jak w kreskówce, gdzie oaza to dwa domki, parę palm i małe jeziorko pośrodku. Tak też mniej więcej wygląda właśnie Huacachina – tylko, że domków jest trochę więcej i każdy z nich pełni funkcję baru lub hostelu. Turystów w sobotę spotkaliśmy sporo, choć byli to głównie Peruwiańczycy szukający dobrej zabawy wygłupiając się na wydmach lub leżąc w hostelowych basenach. Oaza miała być wielką piaskownicą, w której siedzą sami „gringos”, lecz tym razem „my” byliśmy zdecydowaną mniejszością. Zdążył się Nam nawet pewien śmieszny epizod nad jeziorkiem. W zasadzie zdarzało się to już od Indii, że czasami ktoś z lokalnych turystów prosił Nas o zrobienie sobie z Nami zdjęcia ( po co im te zdjęcia? Czy potem facebook wypełnia się fotografiami hindusów i ich super nowych europejskich kolegów? Nie wiemy jak to interpretować, może trafiamy nawet do rodzinnych albumów ;) ). Tym razem, to dwie młodziutkie Peruwianki poprosiły Nas o wspólne zdjęcie. Po dwóch pierwszych kadrach Tomek zapytał dziewczyny, jak Nas rozpoznały i w jaki film z Nami najbardziej im się podobał? Zapytaliśmy też czy nie chcą autografów(?). Po zakończonej sesji, jedna z dziewczyn wyciągnęła z torebki mały zeszycik, wtedy już nie wytrzymaliśmy i roześmiani uciekliśmy z tego miejsca. Może to blogowi zawdzięczamy tą sławę ;) ?

                W oazie byliśmy tylko na jedną noc. Popołudniu wdrapaliśmy się na najwyższą z okolicznych wydm, gdzie ustawione były nawet bramki do uprawiania sandboardingu. Jak się okazało wieczorem, odbywały się tam całkiem profesjonalne zawody w slalomie. Dookoła jeździło sporo piaskowych łazików, czyli „sandbuggy”. Głośne i groźnie wyglądające maszyny z garażowych, peruwiańskich manufaktur, pędziły po niekończącej się pustyni przewożąc spragnionych wrażeni turystów. Nas to jakoś super nie kręciło. Zniechęciliśmy się jeszcze bardziej, gdy zobaczyliśmy, że w tych pospawanych autkach znajduje się aż jedenaście foteli!

                Kolejnego dnia rano, wypożyczyliśmy (robione chyba w tych samych garażach) deski sandboardowe. Posklejane kawałki drewna były całkiem przyzwoicie zalaminowane, lecz jakość rzepów, którymi zapinaliśmy buty pozostawiała wiele do rzeczenia. Musieliśmy po pierwszym zjeździe wymienić deski, na lepiej trzymające buty – wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa zabawa. Zjazdy z piaskowych wydm wcale nie okazały się trudne, a dostarczające sporej ilości wrażeni i zabawy. Choć wejście na każdą z gór piasku wymagało sporego wysiłku zabawa podczas zjazdu wynagradzała trudy. Dostaliśmy dodatkowo w wypożyczalni kawałki świeczki do woskowania deski – i faktycznie po takim zabiegu Nasze sandboardy ślizgały się jeszcze szybciej! Przed południem mieliśmy mocno pochmurną pogodę, ale to chyba dobrze – mimo braku słońca piasek i tak nagrzewał się zadziwiająco mocno.

                W oazie mieliśmy też okazję skosztować przepysznego koktajlu „Pisco sour” stworzonego na bazie miejscowego trunku Pisco (rodzaj brandy, powstały ze sfermentowanych, a następnie poddanych destylacji winogron). By uzyskać ten pyszny koktajl do blendera należy wlać ten mocny 42 procentowy trunek, sok z limonki, cukier oraz gorzki likier angostura. Aha  i najważniejsze – na koniec poza lodem wbija się… białko z kurzych jaj! Tak powstała mieszanka cechuje się dużą ilością piany z białka i cukru. Wszystko razem ma super orzeźwiający smak, przypominający w smaku coś pomiędzy mojito i margaritą. Polecamy - Weronika i Tomek Kolago ;) ! 






















6 komentarzy:

  1. w Tychach również mróz, rano mało się nie wyjebałem na lodzie wiec potwierdzone info! a żart z autografami to klasyczny Koral ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widziałem na facebooku żadnych komentarzy z Polski w stylu "zima znowu zaskoczyła drogowców" itp. więc myślałem, że wciąż jest ciepło, a wiadomości dawno nie czytałem... Prawdę mówiąc to w ogóle do Nas nie dociera to, że za parę dni grudzień. Fajnie będzie wrócić do domu na Święta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta w Rogożu i Obornikach ♥♥♥ wszyscy na Was czekamy z utęsknieniem Kochani! do zobaczenia wkrótce :) cała rodzinka :)

      Usuń
  3. Witam, przeczytałam o Was w tvn24.pl, świetna podróż! gratuluję! może kiedyś z mężem też się wybierzemy, jak uzbieramy trochę grosza:) bardzo miło mi się patrzy na te zdjęcia, mam znajomego, który pochodzi właśnie stamtąd. Nazywa się Antonio Pun i pracowaliśmy razem w Holandii. Dużo opowiadał o Huacachinie i przywiózł mi nawet kiedyś koszulkę stamtąd jak był na urlopie w domu. Fajnie teraz zobaczyć to wszystko na Waszych zdjęciach i poczytać. Nie mogłam uwierzyć jak mówił o tych świnkach morskich;) mówiłam mu wtedy, że tam pojadę i sprawdzę bo coś ściemnia heheh;P pozdrawiam Was serdecznie i życzę odkrywania reszty świata! :D
    J

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Polecamy Peru jak najbardziej! W tym kraju spędziliśmy najwięcej czasu (poza Kanadą, gdzie pracowaliśmy przez 3 miesiące), a i tak zostało Nam jeszcze parę rzeczy do obejrzenia. Peru wciąga i z pewnością moglibyście eksplorować tam niesamowicie ciekawe miejsca przez przynajmniej miesiąc. Choć wyjazd np. na dwa intensywne tygodnie też byłby trafionym pomysłem ;)

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń