Tak jak już zapowiedzieliśmy w poprzednim poście - odwiedziliśmy prawdopodobnie największe targowisko w Ameryce Południowej w Ekwadorskim Otavalo.
Co sobotę, Indianie z całej okolicy oraz kupcy z położonej mniej więcej o pięćdziesiąt kilometrów stolicy - Quito, zjeżdżają się właśnie do Otavalo, by sprzedać lub kupić najróżniejsze towary. Centrum tego niedużego miasta zamienia się w trzy strefy handlowe: targ ze zwierzętami, targ z żywnością oraz na dużym placu Plaza de Ponchos - market wyrobów lokalnych i rękodzieł.
Najciekawsza i zdecydowanie najbardziej żywa, była wymiana żywymi zwierzętami. Przeraźliwie głośne kwiczenie prosiąt słychać było już z odległości wielu metrów przed placem targowym. Ludzie zarówno z małymi świnkami oraz wielkimi warchlakami na smyczy przechodzili na pasach przez autostradę Panamerykańską dzielącą Otavalo na dwie części. Nie było też chwili, w której ktoś nie mijałby Nas z kurczakiem w ręku. Przy ekspozycji zwierząt, widzieliśmy ludzi żywo oceniających kondycję swoich przyszłych nabytków. Indianie targowali się i na przemian zachwalali albo wytykali wady krów, wołów czy koni.
Market z jedzeniem o dziwo przebiegał nadzwyczaj spokojnie. Poza wieloma straganami gdzie miejscowi jedli wyjątkowo tłuste śniadania, można było kupić tutaj wszystkie owoce, warzywa i mięsa jakie tylko człowiek zapragnie ;).
Na koniec skierowaliśmy się na Plaza de Ponchos, by poszukać ciekawych i tanich wyrobów ludowych. Tanich jak się okazało, wcale tam nie znaleźliśmy. To zupełnie Nas zaskoczyło - ceny jakie dyktowali tutejsi rzemieślnicy były dwa razy wyższe niż te, które proponowano Nam wcześniej na targu z rękodziełami w Quito (a przecież wszystkie te pamiątki do stolicy wędrują właśnie z Otavalo!). Indianie przyzwyczajeni już do zasobności portfeli bogatych turystów w średnim wieku z Ameryki, Niemiec, Skandynawii... rzucają astronomicznie wysokie ceny za swoje wyroby. My smutni, powtarzaliśmy im tylko za każdym razem, że to co Oni mają na straganie widzieliśmy za połowę tej ceny w samej stolicy... O żadnym rozsądnym rabacie nie było mowy. Teraz myślimy sobie, że mogliśmy zrobić zakupy w Quito, ten market w Otavalo jest przereklamowany!
Co sobotę, Indianie z całej okolicy oraz kupcy z położonej mniej więcej o pięćdziesiąt kilometrów stolicy - Quito, zjeżdżają się właśnie do Otavalo, by sprzedać lub kupić najróżniejsze towary. Centrum tego niedużego miasta zamienia się w trzy strefy handlowe: targ ze zwierzętami, targ z żywnością oraz na dużym placu Plaza de Ponchos - market wyrobów lokalnych i rękodzieł.
Najciekawsza i zdecydowanie najbardziej żywa, była wymiana żywymi zwierzętami. Przeraźliwie głośne kwiczenie prosiąt słychać było już z odległości wielu metrów przed placem targowym. Ludzie zarówno z małymi świnkami oraz wielkimi warchlakami na smyczy przechodzili na pasach przez autostradę Panamerykańską dzielącą Otavalo na dwie części. Nie było też chwili, w której ktoś nie mijałby Nas z kurczakiem w ręku. Przy ekspozycji zwierząt, widzieliśmy ludzi żywo oceniających kondycję swoich przyszłych nabytków. Indianie targowali się i na przemian zachwalali albo wytykali wady krów, wołów czy koni.
Market z jedzeniem o dziwo przebiegał nadzwyczaj spokojnie. Poza wieloma straganami gdzie miejscowi jedli wyjątkowo tłuste śniadania, można było kupić tutaj wszystkie owoce, warzywa i mięsa jakie tylko człowiek zapragnie ;).
Na koniec skierowaliśmy się na Plaza de Ponchos, by poszukać ciekawych i tanich wyrobów ludowych. Tanich jak się okazało, wcale tam nie znaleźliśmy. To zupełnie Nas zaskoczyło - ceny jakie dyktowali tutejsi rzemieślnicy były dwa razy wyższe niż te, które proponowano Nam wcześniej na targu z rękodziełami w Quito (a przecież wszystkie te pamiątki do stolicy wędrują właśnie z Otavalo!). Indianie przyzwyczajeni już do zasobności portfeli bogatych turystów w średnim wieku z Ameryki, Niemiec, Skandynawii... rzucają astronomicznie wysokie ceny za swoje wyroby. My smutni, powtarzaliśmy im tylko za każdym razem, że to co Oni mają na straganie widzieliśmy za połowę tej ceny w samej stolicy... O żadnym rozsądnym rabacie nie było mowy. Teraz myślimy sobie, że mogliśmy zrobić zakupy w Quito, ten market w Otavalo jest przereklamowany!
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz