Ostatnie dni w Nikaragui spędziliśmy nad Pacyfikiem w najpopularniejszej plażowej miejscowości tego kraju - San Juan del Sur. Udało Nam się dostać dobrą cenę za pokój (12$) dzięki negocjacjom i ze względu na długi czas pobytu. Atmosfera tego miejsca i dobre jedzenie w lokalnych knajpkach zachęciło Nas, żebyśmy przedłużyli swój pobyt tutaj o jeszcze jeden dzień.
Przez te cztery dni żyliśmy tutaj bardzo spokojnie, wygrzewając się na słońcu niczym iguany. W tym małym miasteczku czujemy się bezpiecznie, zresztą podobnie jak w całej Nikaragui. Jest tutaj wielu młodych turystów i surferów, którzy pływają łódkami na pobliskie plaże słynące z dużych fal. Z Naszego hostelu do długiej i szerokiej plaży, dzieliło Nas tylko 150 metrów, jeszcze bliżej było do Parku Centralnego - 25 kroków. Nad zatokom, przy której leży San Juan del Sur, na jednej ze skał wznosi się duży pomnik Chrystusa. Jak się okazało (mimo pozornie długiej trasy i dużego przewyższenia), że i na to wzgórze mamy niedaleko. Nawet w południowym słońcu wędrówka do tego punktu widokowego była niespodziewanie łatwa. Z góry rozpościerał się przepiękny widok okolicznych zatok oraz tej w której mieszkamy. Widok z wysokości pokazał Nam, że woda w zatoce jest bardzo czysta, należy niewiele odpłynąć od załamujących się fal przy plaży. Tutejsze fale są podobno idealne do nauki surfingu, szkoda, że My tak późno się o tym dowiedzieliśmy kiedy nie zostało Nam już wolnych środków na wypożyczenie deski. Przypatrzcie się też na pionowe zdjęcia zatoki poniżej - widać mniej więcej w środku każdego z nich dwie maleńkie sylwetki ludzi - dzięki temu zobaczycie jak duża i szeroka jest plaża.
Przez te cztery dni pogoda codziennie Nam dopisywała. Poranki zawsze były pochmurne, dzięki czemu mogliśmy jeszcze nie w upale wypić pyszną kawę. W końcu! Mimo, że już od Gwatemali mijamy kolejne plantacje kawy, dopiero teraz spotykamy kawę w niedrogich lokalnych knajpkach. Od 10 rano do 17, słońce jest bardzo mocne. Po malowniczych zachodach słońca, wieczorami i w nocy zawsze pada tropikalny deszcz.
Przez te cztery dni żyliśmy tutaj bardzo spokojnie, wygrzewając się na słońcu niczym iguany. W tym małym miasteczku czujemy się bezpiecznie, zresztą podobnie jak w całej Nikaragui. Jest tutaj wielu młodych turystów i surferów, którzy pływają łódkami na pobliskie plaże słynące z dużych fal. Z Naszego hostelu do długiej i szerokiej plaży, dzieliło Nas tylko 150 metrów, jeszcze bliżej było do Parku Centralnego - 25 kroków. Nad zatokom, przy której leży San Juan del Sur, na jednej ze skał wznosi się duży pomnik Chrystusa. Jak się okazało (mimo pozornie długiej trasy i dużego przewyższenia), że i na to wzgórze mamy niedaleko. Nawet w południowym słońcu wędrówka do tego punktu widokowego była niespodziewanie łatwa. Z góry rozpościerał się przepiękny widok okolicznych zatok oraz tej w której mieszkamy. Widok z wysokości pokazał Nam, że woda w zatoce jest bardzo czysta, należy niewiele odpłynąć od załamujących się fal przy plaży. Tutejsze fale są podobno idealne do nauki surfingu, szkoda, że My tak późno się o tym dowiedzieliśmy kiedy nie zostało Nam już wolnych środków na wypożyczenie deski. Przypatrzcie się też na pionowe zdjęcia zatoki poniżej - widać mniej więcej w środku każdego z nich dwie maleńkie sylwetki ludzi - dzięki temu zobaczycie jak duża i szeroka jest plaża.
Przez te cztery dni pogoda codziennie Nam dopisywała. Poranki zawsze były pochmurne, dzięki czemu mogliśmy jeszcze nie w upale wypić pyszną kawę. W końcu! Mimo, że już od Gwatemali mijamy kolejne plantacje kawy, dopiero teraz spotykamy kawę w niedrogich lokalnych knajpkach. Od 10 rano do 17, słońce jest bardzo mocne. Po malowniczych zachodach słońca, wieczorami i w nocy zawsze pada tropikalny deszcz.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
aleeee widoki!
OdpowiedzUsuń